Nasza redakcyjna koleżanka Pani Monika Rowińska z Augustowa postanowiła, poprzez rozmowy z dawnymi bibliotekarkami, odtworzyć historię swojej biblioteki, w kórej pracuje od 16 lat. Prezentujemy państwu pierwszy wywiad.
Przeglądając stare biblioteczne księgi inwentarzowe wypełnione starannie wykaligrafowanymi tytułami książek, pomyślałam, że wspaniale byłoby poznać osoby, które przede mną w tych księgach pisały. I tak powstał cykl wywiadów z bibliotekarzami pracującymi w różnych latach w bibliotece Szkoły Podstawowej nr 4 w Augustowie.
Rozmowa pierwsza z cyklu „Historia naszej biblioteki”
O swojej pracy w bibliotece opowiada pani Helena Nowicka.
Monika Rowińska: Czy bibliotekarz to pani zawód wyuczony?
Helena Nowicka: Nie, w 1953 roku, po ukończeniu Liceum Pedagogicznego, dostałam nakaz pracy na wsi. Najpierw przez 4 lata pracowałam w Jaziewie w szkole ośmioklasowej. Potem w Kasnoborkach w szkole jednoklasowej, gdzie uczyłam dzieci od I do IV klasy, a w międzyczasie ukończyłam studium pedagogiczne nauczania początkowego (1968). Bardzo dobrze wspominam pracę w tej szkole.
M.R.: Jak trafiła pani do biblioteki w czwórce?
H.N.: Zbudowaliśmy dom w Augustowie i trzeba było rozejrzeć się za pracą bliżej domu, wtedy zaproponowano mi miejsce w bibliotece w czwórce.
M.R.: W jakich latach pani pracowała w bibliotece?
H.N.: Od 1970 do 1984 roku. Wtedy odeszłam na emeryturę i zastąpiła mnie pani Agnieszka Kniaziewicz. Z tego co wiem nie pracowała tam zbyt długo, dzisiaj przebywa za granicą.
M.R.: Czy wtedy potrzebne było wykształcenie bibliotekarskie, czy każdy nauczyciel mógł pracować w bibliotece szkolnej?
H.N.: Mógł pracować każdy nauczyciel, ale w 1976 roku skończyłam dwuipółletnie studium bibliotekarskie w Białymstoku i dopiero wtedy pewnie poczułam się w bibliotece. Wiedziałam już jak poprawnie wypełniać karty katalogowe, jak przyporządkować książkę do odpowiedniego działu. Potem skończyłam jeszcze roczne Wyższe Studia Zawodowe - Bibliotekoznawstwo w Olsztynie.
M.R.: Czy pracowała pani sama w bibliotece?
H.N.: Przez 12 lat pracowałam sama, dopiero w 1982 roku przyszła do pomocy emerytowana bibliotekarka pani Zofia Orzechowska.
M.R.: W jakich godzinach była czynna biblioteka?
H.N.: Od 8.00 do 14.00.
M.R.: Gdzie się mieściła?
H.N.: Kiedy przyszłam do czwórki, biblioteka mieściła się na pierwszym piętrze w malutkim pokoiku, a bibliotekarka podawała uczniom książki przez okienko. Zaraz na początku mojej pracy, jeszcze w 1970 roku, dyrektor szkoły pan Kopiczko zdecydował o przeniesieniu biblioteki do piwnicy. To były dwa niewielkie pomieszczenia, w których wcześniej znajdowało się mieszkanie woźnego. Przez pierwsze lata stała tam jeszcze płyta kuchenna, na której rodzina woźnego gotowała, potem tę płytę rozebrano. Razem z moją poprzedniczką panią Janiną Huszczą przenosiłyśmy książki z I piętra do piwnicy.
M.R.: Czy dokuczały pani warunki panujące w piwnicy?
H.N.: Tak. Najgorsze było sztuczne oświetlenie, które musiało palić się cały rok. Niszczyło mi wzrok. W piwnicy było chłodno i wilgotno.
M.R.: Czy dzieci miały wolny dostęp do półek, czy to pani podawała im książki?
H.N.: Nie było wolnego dostępu do półek, dzieci przychodziły po konkretne lektury szkolne albo mówiły mi, co chcą wypożyczyć i ja im to przynosiłam.
M.R.: Czy dzieci chętnie wypożyczały książki?
H.N.: Chętnie.
M.R.: Jakie tytuły były wtedy najchętniej wypożyczane?
H.N.: Nie pamiętam już dokładnie, ale na pewno książki podróżnicze i przygodowe – Szklarskich, Centkiewiczów, Fiedlera.
M.R.: Czy były problemy z pieniędzmi na zakup książek?
H.N.: Były problemy z pieniędzmi na książki i na szary papier do okładania książek. Nieraz zdarzało się, że za swoje pieniądze ten papier kupowałam.
Biblioteki miały w księgarni wyznaczoną ilość książek, którą mogły kupić, np. na każdą bibliotekę w Augustowie przypadało tyle i tyle słowników i więcej nie można było kupić. Dzwonili z księgarni i to bibliotekarz musiał iść, odebrać książki i dostarczyć do biblioteki.
M.R.: Czy dyrektor i koledzy nauczyciele szanowali bibliotekarza, czy uważali, że w bibliotece nic się nie robi?
H.N.: Czułam się bardzo szanowana i przez dyrektora i przez kolegów. Zawsze stali za mną murem. Jak zaczęłam pracę w bibliotece, to sama się obawiałam co o mnie pomyślą – oni tam z dziećmi na lekcjach, a ja tak siedzę za tymi regałami, ale to były niepotrzebne obawy.
M.R.: Czy bibliotekarze mieli wsparcie merytoryczne – metodyka ds. bibliotek, kogoś, do kogo można się zwrócić o pomoc i poradę?
H.N.: W Szkole Podstawowej nr 5 na Nowomiejskiej był instruktor biblioteczny, który wspierał bibliotekarzy, doradzał nam.
M.R.: Czy odbywały się szkolenia dla bibliotekarzy?
H.N.: Odbywały się spotkania zespołu samokształceniowego bibliotekarzy, za każdym razem w innej bibliotece.
M.R.: Czy organizowała pani jakieś zajęcia dla dzieci w bibliotece?
H.N.: Tak. Wtedy było bardzo dużo apeli i zawsze część tych apeli musiał organizować bibliotekarz na temat czytelnictwa, np. były apele o różnych pisarzach. Organizowałam też konkursy czytelnicze, a w bibliotece były zajęcia, na których uczyłam pracy ze słownikiem i korzystania z katalogów. Na tych zajęciach mieściło się tylko pół klasy, było bardzo ciasno, więc na jednej lekcji brałam jedną część klasy, a na kolejnej drugą.
M.R.: Czy w bibliotece działał aktyw biblioteczny, kółko biblioteczne?
H.N.: Działał aktyw, który pomagał w okładaniu książek, wypisywaniu kart czytelniczych.
M.R.: Czy problemem bibliotekarzy było ciągłe wysyłanie na zastępstwa?
H.N.: Oj tak. Praktykowane były tzw. zastępstwa koleżeńskie, do których miałam czas się przygotować. Była to przysługa koleżeńska.
M.R.: Czy lubiła pani swoją pracę?
H.N.: Bardzo. Miałam łzy w oczach, kiedy odchodziłam na emeryturę.
M.R.: Co najbardziej Pani lubiła w tej pracy?
H.N.: Najbardziej to chyba lubiłam porządkowanie książek i katalogów. Ponadto wspólne czytanie lektur, szczególnie w klasach młodszych.
M.R.: A czego Pani najbardziej nie lubiła?
H.N.: W pierwszych latach mojej pracy bardzo męczący był ustalony w szkole sposób wypożyczania książek. Do malutkiej biblioteki na całe 45 minut przychodziła klasa, żeby wymieniać książki. Mała grupa wymieniała, a reszta się nudziła i rozrabiała.
Dopiero, kiedy w 1979 roku kuratorium ustaliło wytyczne do pracy bibliotek szkolnych, to instruktor biblioteczny poszedł do mojego dyrektora i pokazał, że tak nie powinno być i skończyło się to przysyłanie całych klas na wymianę książek.
M.R.: Jak pani spędza czas na emeryturze?
H.N.: Pomagałam w opiece nad wnukami, ale teraz wnuki są już dorosłe. Bardzo lubię robić na drutach, wszystkim znajomym robiłam swetry, sukienki. Teraz już mniej, bo mam trochę niesprawną rękę. Lubię też zajmować się ogródkiem koło domu. W wolnym czasie czytam książki i rozwiązuję krzyżówki.
M.R.: Pani Heleno, bardzo dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadziła i relację nadesłała Pani Monika Rowińska